<oczami Emily>
W górskim kurorcie ostatni wieczór starego roku był naprawdę
magiczny. Ziemię okrywała biała, puszysta śniegowa kołdra, gwiazdy błyszczały w
mroźnym powietrzu, wszyscy myśleli już o balu sylwestrowym. Wszyscy oprócz
mnie. Siedziałam przy oknie nucąc pod nosem piosenkę, którą właśnie przelałam
na papier.
-Emi, zaraz będzie Nowy Rok, stracisz najlepszą zabawę-powiedziała mi
babcia.-Wystarczy tego, zabieraj Alison na bal przebierańców, a za chwile cię
widzę z powrotem. Mam niespodziankę...
-Babciu, ale musze? Zaprowadzę
małą i wrócę pod kołdrę. Okay? - zaprotestowałam, ale babcia pokręciła
głową... Zaprowadziłam Alison do bawiących się dzieci na dole i wróciłam do
babuni tak jak mi kazała..
-Już jestem... -Proszę, to dla ciebie na dzisiejszy wieczór. Babcia
podała mi średni karton, a w nim piękna czerwona sukienka i czarne szpilki.
Babunia zawsze wiedziała jak się lubię ubierać. Trawiła w samą 10... -Dziękuję babciu, ale to pewnie kosztowało majątek, bo widzę, że to ona
taka zwykła nie jest...-protestowałam. -Ona
jest dla ciebie. Ubieraj sie i biegnij na dół na bal dla
nastolatków...-powiedziała szeroko się uśmiechając. Pobiegłam do łazienki.
Ubrałam sukienkę od babci, pomalowałam cieniem oczy, a włosy jak to włosy
zostawiłam rozpuszczone. Wyszłam, a moja opiekunka nie mogła wydusić z siebie
słowa… -Pięknie – zobaczyłam jak
po jej policzku spływa pojedyncza łza. Szybko ją wytarła opuszkami
palców.
-Babciu nie płacz przecież się nie wyprowadzam tylko wychodzę na bal.-przytuliłam
ją do siebie i pocałowałam w policzek.
<oczami Harrego>
Chłopaki porozjeżdżali się do swoich rodzinnych domów, a ja wraz z rodzicami pojechałem do pięknego kurortu w górach. Wraz z ojcem zawzięcie trenowałem w sali do koszykówki, grając jeden na jednego. Przejąłem piłkę i zwinnie okiwałem ojca. -Trzymaj się lewej Harry-polecił- Zawodnik obstawiający cię na zawodach nie będzie się tego spodziewał. Przejdziesz go łatwo. Kiwnąłem tylko głową. Czy on tego nie rozumie, że ja kocham śpiewać, a nie grać w piłkę? Nie, nie rozumie. Już mu tyle razy mówiłem, że ja będę śpiewać i do tego dążyłem i się w końcu udało, Jestem w zespole, który nazywa się One Direction i mam 4 braci, których nie miałem. -Pójdę lewą... -... on będzie cię pilnował z prawej, a ty zrobisz swoje-uzupełnił mnie stary.
-Tak jak teraz?-śmignąłem obok ojca, podskoczyłem i celnym rzutem wrzuciłem do kosza. Dzięki Bogu pojawiła się mama. Miała na sobie połyskującą cekinami wieczorową suknię. -Hej chłopaki!-zawołała, a my równo z ojcem odwróciliśmy się ku niej-Czy naprawdę lecieliście tu z Wielkiej Brytanii tylko po to, żeby teraz rzucać tą piłką? Pmiętacie?... przyjęcie. -Już lecę pod prysznic i idę na zabawę.-Dziękuję, że w tym momencie się znalazła. Szybko się wykąpałem i ruszyłem do wyjścia... -Przyjęcie dla dzieci jest na dole, w Freestyle Club. -Dla dzieci?-traktują mnie jak smarkacza, ale się szybko poprawiła. -Dla młodych ludzi... Niedługo potem znalazłem się w klubie młodzieżowym. Wpadłem na dziewczynę w czerwonej sukience...
~~~~~~~
I mamy pierwszy rozdział...
Proszę o szczere komentarze...
Swietyny roxrzial. Mnie sie juz podoba to opowiadanie
OdpowiedzUsuń